
Z pochodzenia duszniczanin, dziś mieszka w Sobótce niedaleko Wrocławia. Ultramaratończyk, uczestnik wielu prestiżowych biegów, jak Ultra Trail Du Mont Blanc we Francji, Diagonale des Fous na francuskiej wyspie Reunion na Oceanie Indyjskim, Transvulcania na Wyspach Kanaryjskich czy Western States 100 w Kalifornii.
Z Krystianem Ogłym rozmawia Maciej Schulz.
Dlaczego biegi górskie?
Góry fascynowały mnie odkąd pamiętam. Mieszkając w Dusznikach mogłem się nimi cieszyć. Często bywałem w Górach Stołowych, Masywie Śnieżnika, a najbardziej lubiłem Góry Bystrzyckie, ponieważ są dzikie. W czasach studenckich zaczęły się wypady w coraz dalsze rejony. Wszystko to jakoś uspokoiło się na dobrych kilka lat, kiedy zacząłem pracę we Wrocławiu. Wiosną 2008 r. dowiedziałem się o Przejściu Dooko- ła Kotliny Jeleniogórskiej im. Daniela Ważyńskiego i Mateusza Hryncewicza - pieszym rajdzie o długości 145 km. Na pokonanie trasy wiodącej przez najwyższe szczyty i przełęcze pasm górskich uczestnicy mają zawsze 48 godzin. Mój pierwszy udział w Przejściu był sporym wyzwaniem. Po kilku rekonesansach wybranych odcinków trasy, robionych także nocą, zrozumiałem, że osiągnięcie celu będzie trudne. Po wejściu w najwyższe partie Karkonoszy zaczął padać deszcz, który przerodził się w zacinający śnieg. Przy schronisku Dom Śląski pierwszy raz w życiu widziałem, jak wiatr potrafi człowieka próbującego chwycić klamkę przenieść kilka metrów dalej. To był prawdziwy test wytrzymałości i wytrwałości. Większość uczestników odpadło wtedy właśnie w Karkonoszach. Do mety dotarło 36 osób, a wśród nich ja. Zajęło mi to ponad 47 godzin. Udało się i wciągnęło mnie. Tak zaczęła się moja przygoda z długim dystansem. W kolejnych latach pokonywałem trasę coraz szybciej, eliminowałem zbędny bagaż, zmieniałem obuwie na bardziej biegowe, przygotowywałem się coraz lepiej. Przyzwyczajałem się do tego, że w deszczu, zimnie i w nocy spokojnie da się szybko przemieszczać w górach. Zdobywałem bardzo cenną wiedzę o moim organizmie, wytrzymałości, potrzebach odnośnie nawadniania i odżywiania. W 2010 r. wspólnie z kolegą pierwsi przekroczyliśmy linię mety. W dwóch kolejnych edycjach, w których już biegłem, poprawiałem rekord trasy, w 2011 roku łamiąc magiczną wówczas barierę 24 godz. (21h31min), a w 2012 r. schodząc poniżej 20 godz. Spieszyłem się na wesele kolegi... i zdążyłem. Przekraczanie granic własnych możliwości, pokonywanie samego siebie zafascynowało mnie. Wyzwaniem są cele jeszcze nie osiągnięte, kolejne dystanse, biegi w coraz trudniejszych warunkach, a czasem pokonanie tej samej trasy szybciej. Najważniejsza jest walka – walka z samym sobą, tak żeby na koniec mieć świadomość że dałem z siebie wszystko.
W jakich najciekawszych biegach brał Pan udział?
Najciekawsze wydają mi się te biegi, w których dopiero będę brał udział. Biegam regularnie od około 4 lat. To niezbyt długa historia jak na ultramaratończyka. Trzeba zauważyć, że w tej dyscyplinie sportu jeśli nie chce się zdegenerować organizmu trzeba wybierać 2-3 starty w roku. Inaczej można nabawić się poważnych kontuzji, wykluczających z dalszego biegania na sezon lub dwa. Ja staram się wybierać 1-2 główne biegi w danym sezonie i kilka krótkich, które traktuję przede wszystkim jako mocniejsze treningi. Nie więcej niż jeden bieg w miesiącu. Pierwszym dużym i znanym biegiem o jakim usłyszałem było UTMB (Ultra Trail Du Mont Blanc). To najbardziej pożądany bieg górski na świecie, marzenie każdego kto spróbował biegania w górach. Trasa tego ultramaratonu prowadzi wokół Mont Blanc, przez trzy kraje: Francję, Włochy i Szwajcarię. Do pokonania jest 170 km i 10 tys. m przewyższeń. To pętla ze startem i metą w Chamonix. Samo dostanie się na listę startową jest dość trudne. Trzeba zebrać wymaganą liczbę punktów kwalifikacyjnych, pokonując wskazane biegi, a następnie mieć szczęście w losowaniu. W 2015 r. wystartowało ponad 2600 osób z 86 krajów! Ja miałem to szczęście, że wystartowałem w tym biegu dwa razy i dwukrotnie go ukończyłem. W ostatnim zająłem 44 miejsce. W październiku 2014 r. ukończyłem także Diagonale des Fous (Przekątna Wariatów) na wyspie Reunion na Oceanie Indyjskim. Bieg jest uznawany za jeden z najtrudniejszych na świecie. Zdarzają się na nim ofiary śmiertelne. W ubiegłym roku ze względu na obsunięcia skał wydłużono go do 174 km. Trasa biegu jest przepiękna, wręcz bajkowa - jak cała wyspa, jednak szczególnie trudna ze względu na bardzo strome podejścia i zbiegi oraz wyjątkowo trudne do biegania wulkaniczne podłoże wyspy. Poza tym na Reunion jest cały czas bardzo gorąco, także w nocy. Biegłem noc, dzień i drugą noc. Druga noc była dla mnie przeżyciem metafizycznym. Miałem awarię latarki, zniszczone stopy, przez co kilka razy korzystałem z opieki służb medycznych, a mimo wszystko skończyłem bieg na wysokim 21 miejscu (wystartowało 2500 osób). Na finiszu słaniałem się na nogach. Nigdy w życiu nie byłem tak zmęczony. Pamiętam, że kilometr przed metą decydowałem na który z dwóch stadionów jakie widziałem mam dotrzeć. Trafiłem na właściwy, a gdy na mecie opowiedziałem o tym, że widziałem dwa stadiony, usłyszałem odpowiedź zdumionego organizatora: „Jakie dwa stadiony? Tu jest tylko jeden – Satde de la Redoute”. Z innych bardzo ciekawych biegów, w których brałem udział, mogę wymienić ultramaraton Transvulcania na kanaryjskiej wyspie La Palma. Bieg jest częścią cyklu pucharu świata Skyrunnig. Jest pierwszym w sezonie, odbywa się zawsze na początku maja i uznawany jest za najmocniej obsadzony bieg ultra. Zazwyczaj panuje tam potężny upał i wielu zawodników ma kłopoty z dotarciem do mety. Sam miałem ogromny kryzys podczas mojego pierwszego startu, połączony z odwodnieniem i fatamorganą. Na szczęście wyszedłem z tego szczęśliwie i dotarłem do mety. W tym roku, już 6 lutego wystartuję w biegu w Nowej Zelandii, a 25 czerwca w legendarnym Western States 100 w Kalifornii. To najważniejszy bieg w sezonie. Nie wiem jakim cudem, ale zostałem wylosowany do grona 270 uczestników i jako jedyny będę reprezentował Polskę.
Co w tym sporcie jest najtrudniejsze i najbardziej niebezpieczne?
Najtrudniejsze są te biegi, których się jeszcze nie ukończyło. W samym bieganiu ultramaratonów górskich bardzo trudne jest znoszenie skumulowanego wysiłku, jaki pojawia się przy podbiegach i podejściach po długich stromych zboczach gór, ale też przy długich i obciążających stawy zbiegach. Trzeba uważać na różnice ciśnień, temperatury i innych warunków pogodowych. Trzeba dobrze znać swój organizm, żeby wiedzieć na co można sobie pozwolić, gdzie jest granica, której lepiej nie przekraczać. Spokój i równowaga to według mnie dwie cechy, które warto wypracować. Pozwalają na czerpanie przyjemności nawet podczas tak dużego wysiłku. Moim zdaniem w bieganiu ultramaratonów w górach niebezpieczeństw jest niewiele. Myślę, że łatwiej o wypadek na górskim szlaku kiedy pokonuje się go turystycznie. W biegu nie ma czasu na analizowanie, którędy przejść żeby się nie potknąć. Trasę pokonuje się intuicyjnie, bez zastanawiania się. Ujawniają się pewne dodatkowe, zwierzęce zmysły. Oczywiście w górach zawsze może dojść do gwałtownego załamania pogody. Organizatorzy biegów najczęściej przewidują takie sytuacje i w przypadku szczególnie trudnych warunków modyfikują trasę, skracają ją, a w skrajnych przypadkach bieg może być odwołany. Nie bez znaczenia na każdym biegu jest wyposażenie obowiązkowe, jakie każdy zawodnik musi mieć przy sobie.
Jak wyglądają przygotowania do biegu i same zawody?
W moim przypadku przygotowania do ultramaratonu polegają głównie na robieniu krótkich ale regularnych treningów. Dla mnie ważniejsza jest jakość a nie ilość. Biegam 4-5 razy w tygodniu. Niezwykle istotna w tym sporcie jest konstrukcja psychiczna. Tego nie da się zwyczajnie wytrenować, ale doświadczenie buduje odporność na kryzysy. Najczęściej nie osiągają mety ci, którzy w chwili słabości zbyt szybko poddają się. Piękno ultramaratonu to walka z samym sobą. Nie ma sensu ścigać się z innymi zawodnikami. Trzeba robić swoje. Najbardziej stresującym momentem jest odliczanie ostatnich 10 sekund do startu, później jest tylko dobrze. Jeśli jest ładna pogoda można podziwiać rewelacyjne widoki, często niedostępne dla zwykłych turystów. Niesamowite jest też spotykanie ludzi na trasie – wolontariuszy, kibiców. Wg danych na UTMB każdego roku na bieg przyjeżdża 20-30 tys. kibiców. Na Diagonale des Fous aż 50-60 tys. Na końcu jest meta. Bardzo ważny i przyjemny etap, kiedy pojawia się radość z osiągnięcia celu. Niewielu ludzi myśli o tym co jest po biegu, a to najtrudniejszy etap. Emocje opadają, a organizm zaczyna odczuwać trudy wielogodzinnej walki. Nie ma nawet jednego mięśnia, który by nie bolał. Temperatura mięśni się podnosi, nie można zasnąć, pojawiają się dreszcze nawet gdy jest gorąco. Taki stan trwa do trzech dni. Mimo wszystko to przyjemne cierpienie. Wiadomo, że było warto.
Czy Ziemia Kłodzka to dobre miejsce na organizowanie biegów?
Oczywiście. Na Ziemi Kłodzkiej są doskonałe warunki do organizacji ultramaratonów. Są tu piękne i różnorodne góry, są miejsca szczególnie atrakcyjne, które warto pokazać. Jest infrastruktura, którą można wykorzystać przy organizacji. Jedyne czego jeszcze brakuje, ale to jest wspólne dla całej Polski, to zaangażowania się szerokiej społeczności lokalnej w organizację takich imprez. Na UTMB każde miasteczko, jakie znajduje się na trasie biegu, przeżywa ten czas, jak szczególne święto. Przyjeżdża tam cały świat, mieszkańcy są więc z tego bardzo dumni i starają się zaprezentować najlepiej jak mogą. W wielu miejscach przez cały czas trwania biegu zorganizowane są sceny, na których cały czas występują artyści, nawet wysoko w górach. W Hiszpanii sport i kibicowanie to chyba świętość. Oni to mają we krwi i dają to mocno odczuć. Na Reunion, tj. w strefie afrykańskiej, kibice na trasie biegu zachowują się jak fanatycy klubów piłkarskich w Europie. Głośno krzyczą, grają na wszelkiego rodzaju instrumentach, robią sobie zdjęcia z biegaczami. Chcą okazać gościnność, a przy okazji zaprezentować swój region najlepiej jak się da. W Polsce daleko nam jeszcze do tego, żeby społeczności tak do tego podchodziły, ale mam nadzieję, że wraz z rosnącą popularnością biegów będzie się to zmieniało. Wszyscy mogą mieć z tego frajdę i korzyści.
Podziel się tym co czytasz:





< Powrót do listy historii