
Pochodzi z zagłębia miedziowego, ale od trzech lat pomieszkuje także na Ziemi Kłodzkiej. Z wykształcenia prawnik, obecnie manager pałacu Żelazno. W 2013 roku powołała do życia Fundację Pałac Żelazno, której priorytetem jest restauracja kompleksu parkowo-pałacowego. Za jej sprawą w pałacowym ogrodzie powstaje park miniatur regionalnych zabytków - obecnie można w nim podziwiać 5 miniatur, m.in. wieżę rycerską z Żelazna, dusznicki Dworek Chopina, czy Bazylikę Nawiedzenia NMP z Barda.
Z Bogusławą Kochmańską rozmawia Ewa Chalecka.
W jaki sposób Pałac Żelazno trafił w Pani ręce?
To banalna historia, ale tak właśnie w życiu bywa. Trzy lata temu, w kwietniu przyjechałam na Ziemię Kłodzką, aby odpocząć. Dużo wtedy zwiedzałam. Chciałam poznać region. Ostatniego dnia przejeżdżaliśmy niedaleko pałacu. Dostrzegłam obiekt w zaroślach i postanowiłam przyjrzeć mu się z bliska. Zjechaliśmy z trasy i zaczęliśmy spacerować. Drzwi do pałacu były zamknięte, ale pojawił się ochroniarz i zaprosił nas do środka. Mimo licznych zacieków, odłażącej farby olejnej i mocno zniszczonych tynków wnętrze zrobiło na mnie niezwykłe wrażenie. Możliwe, że ochroniarz dostrzegł mój zachwyt, ponieważ tuż przed naszym odjazdem wspomniał, że obiekt jest na sprzedaż. Mimo, że nie byłam zainteresowana wręczył mi kartkę z numerem telefonu, pod który miałam zadzwonić, gdybym zdanie zmieniła. Tak się rzeczywiście stało, zadzwoniłam. Po pół roku pałac był mój, a ja ostro zabrałam się do prac renowacyjnych - oczywiście wspólnie z konserwatorem zabytków. Obiekt miał w przeszłości dużo szczęścia. Chociaż często zmieniał właścicieli nie był zdewastowany – wręcz przeciwnie. Farba olejna, plastikowa płyta i linoleum przykryły tylko i zabezpieczyły to, co najpiękniejsze – oryginalny parkiet, przepiękne polichromie. Czekały tylko, żeby je odsłonić. Dziś już każdy może podziwiać efekty prac renowacyjnych.
Czy poznała Pani historię i tajemnice pałacu?
Budowę pałacu rozpoczęto w XVIII wieku. Obiekt należał m.in. do radcy królewskiego Franza A. Hoffmanna, a także do pułkownika Alberta von Bibersteina. Kolejny właściciel, przemysłowiec Hermann D. Lindheimw 1825 r. zbudował w Ołdrzychowicach pierwszą w Prusach mechaniczną przędzalnię bawełny, a majątek który udało mu się zgromadzić uczynił go jednym z najbogatszych ludzi ówczesnej Europy. Do końca II wojny światowej pałac przetrwał w nienaruszonym stanie pozostając pod opieką rodziny Löbbecke. Warto wspomnieć, że jeden z przedstawicieli tego rodu uczestniczył w pierwszym zamachu na Hitlera i aby uratować życie musiał uciec z kraju – zamieszkał w Londynie. Po wojnie w obiekcie utworzono składnicę muzealną, a potem dom wczasowy bytomskiej huty Bobrek – owszem budynek niszczał, ale nie w takim tempie jak inne pałace w okolicy. Dewastacji uległo jedynie wyposażenie pałacu, m.in. przepiękna porcelana miśnieńska, którą Rosjanie wyrzucili przez okno tuż po wyjeździe rodziny von Löbbecke. O tajemnicach i ciekawostkach związanych z pałacem można opowiadać godzinami. Atutami budowli są m.in. piękne marmurowe schody, lustrzana sala balowa, komnata kąpielowa oraz oryginalna biblioteka, która gromadzi blisko dwa tysiące ksiąg. Mamy też pod opieką piękne eksponaty, które są w depozycie Ministerstwa Kultury, m.in. szafę gdańską, rzeźbę niedźwiedzia. Ewenementem jest nietypowo umiejscowiona oranżeria, która znajduje się na pierwszym piętrze, a ciekawostką boczne wejście przeznaczone wyłącznie dla dzieci, o czym informuje płaskorzeźba umieszczona tuż nad jego drzwiami (pozwalało ono najmłodszym domownikom wchodzić i wychodzić kiedy tylko tego zapragnęli – dziecięce zabawy nie przeszkadzały w codziennym życiu dorosłych domowników). Jednymi z najznamienitszych gości pałacu byli Królowa Luiza oraz Cesarz Wilhelm III.
Czy poznała Pani potomków dawnych właścicieli pałacu?
Tak, mamy ze sobą dobry kontakt. Nestorkę rodu, hrabinę von Löbbecke poznałam dzięki proboszczowi z Żelazna, który zapoznał mnie z dwiema siostrami zakonnymi. Panie dawniej służyły w majątku i to one napisały do hrabiny mieszkającej obecnie w Wiedniu. Pewnego dnia hrabina do mnie zadzwoniła i tak nawiązałyśmy kontakt. Dziś przedstawiciele rodziny von Löbbecke mieszkają w różnych zakątkach świata, m.in. w Kanadzie, Australii, Austrii, Londynie. Tym bardziej mi miło, że w zeszłym roku gościłam w Żelaźnie, aż 15 członków rodu. Rodzina przekazała mi nawet kilka pamiątek dotyczących obiektu, m.in. zdjęcie holu bibliotecznego z 1913 roku. To dzięki niemu wiem, że w pałacu niewiele się zmieniło – w tym samym miejscu znajdują się grzejnik, kontakty, boazeria. Ta wizyta była dla mnie wielkim przeżyciem, przede wszystkim poznałam wiele historii związanych z obiektem. Byłam też pod wielkim wrażeniem tego ile szacunku ma dla rodu każdy z jego członków, nawet najmłodsi jego przedstawiciele.
A plany na przyszłość?
Chciałabym przywrócić oranżerii jej dawne przeznaczenie. Dziś jest to jedynie pokój z pięknym widokiem, a ja chcę by powróciły tam kwiaty. Moim wielkim marzeniem jest wyremontowanie stajni – zamierzam stworzyć tam profesjonalną salę koncertową. Chciałabym aby odbywały się w niej koncerty Dolnośląskiego Festiwalu Muzycznego – obecnie koncerty organizujemy w sali balowej naszego pałacu. Oczywiście chcemy też aby pałac tętnił życiem i gościł wielu turystów.
Podziel się tym co czytasz:





< Powrót do listy historii